31.03.2012

Zagadkowe Kobiety.


     Żeby było jasne, ten tekst nie jest negatywną propaganda przeciwko kobietom, a jedynie stwierdzeniem faktu. Jak faceci mogą zrozumieć nas – kobiety, kiedy kobieta sama siebie nie rozumie? Zapuszczam się w najodleglejsze zakątki swojego umysłu by poznać swoje pragnienia. Myślę, że wiem na czym w życiu mi zależy, czego oczekuję od innych ludzi i od siebie – to wszystko dzieje się w poniedziałek. We wtorek umysł zachowuje się jakby obrócił się w bębnie pralki automatycznej o 180 stopni. Wczorajsze  oczywiste oczywistości dziś już są zupełną abstrakcją. To, co śmieszyło mnie w środę, w czwartek przyprawia o mdłości a w piątek o tępy ból głowy i łzy. Sobota okazuje się upragnionym wytchnieniem od wszystkich problemów by w niedzielę przemienić się w niegasnącą euforię – niegasnącą aż do poniedziałku, gdy cała ta niezrozumiała karuzela uczuć i myśli rozpoczyna się na nowo. Kobieta nie jest w stanie nadążyć za tym, co nią kieruje w danej chwili, więc nie dziwmy się facetom, że czują się przy nas nieco zagubieni. Skoro sama ze sobą czuję się totalnie zagubiona, rozgrzeszam wszystkich moich znajomych, dla których jestem jedną wielką zagadką.

22.03.2012

Rozkosz w czystej postaci.


     Czy kiedykolwiek zdarzyło wam się zatopić w muzyce tak bardzo, że poczuliście się nienaturalnie niematerialni? Płynąć z miękkimi dźwiękami wprost do granic świadomości. Poddać się fali melodii przechodzącej przez każdą cześć ciała od koniuszków palców aż po szyję. Podążać za rytmem wprost w przepaść i pozwolić sobie skoczyć przyprawiając głowę o rozkoszny zawrót głowy i motyle w brzuchu. Wczoraj stojąc na przystanku zostałam pochłonięta przez muzykę do reszty. Stojąc tak ze słuchawkami na uszach i zamkniętymi oczami, z twarzą zwróconą w stronę nieba pewnie wyglądałam nieco dziwnie, ale na takie chwile nie ma rady. Trzeba poczekać do ostatniej sekundy brzmiącej w ciele muzyki a gdy ta nastąpi, cieszyć się, że choć przez chwilę stanęło się na szczycie prawdziwej muzycznej rozkoszy.

18.03.2012

Tym razem na poważnie.


     Jeśli miałabym wyznaczyć mistrza w odstraszaniu potencjalnych przyszłych partnerów, niewątpliwie wyznaczyłabym siebie. Chyba za bardzo wzięłam sobie do serca wszystkie triki użyte przez odtwórczynię głównej roli w filmie „Jak stracić chłopaka w 10 dni”. Otwarcie się przed drugą osobą i wpuszczenie jej do mojego świata jest trudniejsze niż sądziłam. Zwykle zatrzymuję wszystkich już na wycieraczce. Faceci na sam widok tych stromych, zbudowanych z litej skały schodów mają dość i biorą nogi za pas. Najlepsze jest to, że sama siebie nie wpuszczam do swojego wnętrza. Stoję obok siebie i obserwuję z dystansem byle tylko nie dotknąć tych wszystkich brzęczących głęboko uczuć. Łatwo to brzęczenie zagłuszyć. Czasem martwię się, że odchodząc od siebie zbyt daleko tracę szansę na prawdziwe szczęście. Dystans jest coraz większy a ja coraz bardziej zamykam się na innych. W takie dni jak dziś, przy pełnym słońcu, z ulubioną muzyką w tle, zdaje mi się, że wracam w te dawno zapomniane kąty swojego istnienia i otwieram tak mocno zatrzaśnięte drzwi, ale błędy, które popełniłam poprzedniego dnia, nie dają o sobie zapomnieć.
Jak zwykle, tekst miał być zabawny, ale nie wyszło. Mam nadzieję, że czytelnicy wybaczą mi tą chwilę słabości i zadumy nad własnym życiem…

16.03.2012

Życie to bajka.


     Zdradzę wam tajemnicę skrywaną przed wami od wielu pokoleń. Bajki opowiadane dzieciom na dobranoc zostały podstępnie zmienione wiele lat temu. Prawdziwe losy bohaterów były tak niewiarygodne, że uznano je za nienadające się do opowiadania młodym obywatelom. Tak naprawdę to nie wilk polował na czerwonego kapturka – to kapturek, pod osłoną czerwonego nakrycia głowy, dzierżąc w ręku żelazny i ostry jak brzytwa koszyczek tropił wilka. Wilk natomiast, przestraszony udał się do babci w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia.
Nieszczęsnych losów wilka to nie koniec. Nie bez powodu ukrył się w owczej skórze. Powodem owym wcale nie była chęć pożarcia bezbronnych owieczek. Wilk chował się przed szajką trzech świnek grasujących w okolicy. Wieprzo-szajka o nazwie trójpak od dawna zasadzała się na wilka, który nieopatrznie pożyczył od nich perły na niebotyczny, lichwiarski wręcz procent (za każdą pożyczoną perłę miał rzucić przed wieprze zamiast jednej aż pięć pereł). Wcale się wilkowi nie dziwię, że popadł w końcu w depresję i manię prześladowczą. Wilk to nie jedyna baśniowa postać, której losy tak okrutnie przeinaczono. Śpiąca Królewna nie była siłą trzymana w wieży, a ukłucie wrzecionem od samego początku było przez nią samą ukartowane. Tym sprytnym fortelem pragnęła zbliżyć się do smoka (rzekomo miał on pożerać rycerzy pragnących uratować Śpiącą). Śpiąca tak naprawdę była owładnięta nieodwzajemnioną miłością do smoka (stąd ten fortel z wrzecionem, chciała się w ten sposób do niego zbliżyć). Smokowi chcącemu uciec od Śniętej tak się paliło pod łapami, że rycerze ze strachu przed ogniem atakowali wielką bestię. Smok w akcie samoobrony ich pożerał i czując ogromne wyrzuty sumienia wracał do Śpiącej. Mogłabym mnożyć przykłady przeinaczonych historii jednak czasu i miejsca na blogu by na to nie starczyło. W obliczu prawdziwych wersji bajek przedstawionych przeze mnie powyżej, stwierdzam jednoznacznie – Życie to niewątpliwie bajka.   

10.03.2012

Taneczna masakra.


     Słowo „MASAKRA”, po dzisiejszym dniu nabrało dla mnie nowego znaczenia. 6 godzin spędzonych w jednej sali z Anią Chagowską zrobiło swoje. Już po jednej godzinie ćwiczenia salsy na tak wysokim poziomie, miałam ochotę uciekać stamtąd przez okno (nie, nie przez drzwi - przez okno, bo stało bliżej). Z całych sił powstrzymywałam łzy ciskające się do oczu. Łzy gwoli wyjaśnienia wcale nie wywołane wzruszeniem, lecz złością na niemoc cielesną ogarnięcia układów i tego specyficznego salsowego flow, które Ania prezentowała nam w każdej sekundzie swojego tańca. Mimo cierpienia fizycznego i psychicznego jestem z siebie dumna, że dałam radę. Wiem, że do dobrego poziomu salsy brakuje mi jeszcze lat świetlnych treningów, ale kto by te lata liczył. Najważniejsze, że wytrzymałam do końca zajęć, ćwiczyłam jak równy z równym i mam ochotę ćwiczyć nadal. Więcej takich salsowych warsztatów w Krakowie poproszę…

3.03.2012

Wiosennie zakręcona.


     Pierwszy dzień kalendarzowej wiosny za nami. Takie początki, choćby nowej pory roku, sprawiają, że człowiek z większym optymizmem patrzy na świat. Po prawie dwumiesięcznym okresie stagnacji, bezruchu i kompletnych porażek mnie nękających, mam nadzieję odzyskać dobry humor. W poniedziałek wracam do ukochanej salsy. Kolejny weekend również zapowiada się ciekawie, a to za sprawą Ani Chagowskiej z Salsa Libre, która przyjeżdża na warsztaty taneczne do B&W. Do dziś pamiętam zeszłoroczne Warszawskie warsztaty z Yoko Delgado i resztą fantastycznych tancerek.  Afrykańskie i Kubańskie rytmy potrafią wywołać dreszcz rozkoszy przepływający przez całe ciało oraz pozytywny zawrót głowy. Mam nadzieję, że i tym razem warsztaty okażą się strzałem w dychę. Poczekamy, zobaczymy…