9.08.2012

Marzenie.


          Obudzić się z samego rana, kiedy za oknem panuje jeszcze półmrok. Przeciągnąć się cichutko jak kotka i spaść - na dwie w tym przypadku - łapki  na podłogę obok łóżka. Przyjrzeć się śpiącemu słodko, jak oddycha spokojnie zanurzony po pas, po szyję w snach. Uśmiechnąć się lekko i założyć na nagie dotąd ciało Jego pachnącą koszulkę. Zejść na dół po trzeszczących schodach, zaparzyć kawę - mocną i słodką. Otworzyć drzwi i wyjść, by spędzić ciche chwile w objęciach rodzącego się dnia. Usiąść na kocu, wsunąć w mokrą  trawę rozgrzane od Jego nocnych pieszczot dłonie. Spojrzeć wgłąb siebie i zobaczyć zdarzenia – jedne po drugich – kolorowe, układające się w  opowieść o życiu. Ująć w palce każdą z nich i wyciągać je – ze spokojem w ciele, głowie, duszy. Patrzeć na nie bez cienia niepokoju, z radością że to wszystko co się podziało w życiu miało swój sens i doprowadziło do punktu w którym właśnie się jest. Ostatnie zdarzenie – kiedyś najgroźniejsze – unieść ponad wszystkie inne i wyrzucić w powietrze, nadać mu pęd i pozwolić odpłynąć swobodnie w jasną od wschodzącego słońca przestrzeń. Chwycić pusty już kubek i z wilgotnymi od porannej rosy dłońmi wrócić do domu, do zbudzonego w nim Szczęścia. Zrzucić z ciała koszulkę, wślizgnąć się obok i w tej nagości wtopić się w Jego ramiona…