30.05.2012

Na zakończenie dnia.


          Kiedy słońce chyli się ku zachodowi i dzień dobiega końca w głowach ludzi zaczyna kiełkować podsumowanie kolejnego przeżytego dnia. Jednym dzień minął pod znakiem małych sukcesów – ktoś otrzymał pochwałę od szefa, komuś udało się usmażyć idealnego naleśnika, ktoś pobił swój rekord w szybkości pokonania drogi z pracy do domu, ktoś wywołał uśmiech na twarzy bliskiej mu osoby. Innym gasnący dzień zwyczajnie się nie udał – podczas prasowania oparzył się rozgrzanym żelazkiem, po męczącym sprincie do tramwaju motorniczy odjechał zostawiając zdyszanego na przystanku, dostał burę od szefa, bo nie udało mu się wykonać zadania zgodnie z wizją najwyższego. Są też i tacy, którzy otwierając jutro zaspane oczy zupełnie nie będą pamiętać dzisiejszego dnia – ani tego co jedli na śniadanie, ani tego czy ktoś się do nich uśmiechnął, nawet tego czy byli mili dla swoich najbliższych.
          Ja dzisiejszy dzień zaliczam do tych średnio udanych. Mimo ogromnego poczucia ulgi spowodowanego pojawieniem się długo oczekiwanego prezentu, dzień zakończył się dość filozoficznie. Jeden problem się rozwiązał a na jego miejsce wyrosły trzy nowe problemy. Przestałam je już nawet liczyć. Martwić też się przestałam, bo i po co się martwić czymś na co nie ma się wpływu? Jedyne, z czego nie jestem zadowolona to fakt podłego potraktowania mojej życzliwej znajomej – salsy. Na kursie opierniczałam się jak mało kto i jest mi z tego powodu bardzo głupio. Obiecuję uroczyście, że jutro się przyłożę i zamiast gadać skupię się tylko na tańcu. Czuję w kościach, że jutrzejszy dzień minie pod znakiem małego sukcesu, czego i wam życzę.  

20.05.2012

Finał Ligi Mistrzów.


          Wprawdzie nie jestem fanką piłki nożnej, nie wspominając o pogardliwym stosunku do polskiego wydania tej dyscypliny sportowej, jednak wczorajszy finał ligi mistrzów oglądałam z niekłamaną przyjemnością. Takie widowisko najlepiej oglądać ze znajomymi (na przykład ze szwagrem i siostrą). Zaprawieni w bojach (albo jak kto woli zaprawieni lekko alkoholem w postaci białego wina i paru butelek piwa), zastanawialiśmy się wspólnie nad działaniem męskiego organizmu po tym jak dana jednostka człowiecza strzeli gola. Nie będę tu przytaczała szczegółów tychże rozważań, gdyż mój blog nie należy do przedziału +18. Mnie osobiście zafrapowała mało stylowa czapka- czołgistka będąca stałym już wyposażeniem głowy Petra Cecha. Emocje mojego szwagra zostały skutecznie rozładowane przez dzikie okrzyki prezentowane, z racji śpiącego w pokoju obok dziecka, na balkonie. Natomiast moją siostrę poniosło tak bardzo, że przy karniakach ucięła komara. Podsumowując ten ciekawy epizod sportowy wczorajszego wieczoru – nie ma to jak mecz oglądnięty w zestawie: 2 wstawione kobiety + 1 zainteresowany facet ;) Mimo wszystko gratuluję drużynie Chelsea znakomitego zwycięstwa.

9.05.2012

Wiosenne cudeńka.

Ręcznie haftowane kolczyki techniką sutasz (soutache). Wykonane z białego koralu, mlecznych agatów oraz fioletowych ametystów, ze srebrnymi biglami.





2.05.2012

Misja "TATUAŻ" zakończona...


          Misja „TATUAŻ” zakończona powodzeniem. Na moich plecach, dumnie rysuje się okupiony mocnymi wrażeniami bólowymi kształt tatuażu. Wczoraj wracając do domu czułam się nieco dziwnie. Nie wierzyłam, że stać mnie na taki rodzaj szaleństwa w swoim życiu. Jednak mnie stać, a to co powstało na moim ciele to nie kalkomania tylko najprawdziwszy wzór, który pozostanie ze mną do końca życia. Liczę na to, że ten mały błysk wariactwa, na które się wczoraj zdecydowałam ze mną pozostanie, dając mi siłę do korzystania z życia i spełniania marzeń, po które sięgnąć nie miałam nigdy odwagi. Swoją drogą dziękuję tatuażyście z najlepszego w Polsce studia tatuażu KULT TATTOO, za ocean cierpliwości i profesjonalizmu. Mateusz, dobra robota!