30.05.2012

Na zakończenie dnia.


          Kiedy słońce chyli się ku zachodowi i dzień dobiega końca w głowach ludzi zaczyna kiełkować podsumowanie kolejnego przeżytego dnia. Jednym dzień minął pod znakiem małych sukcesów – ktoś otrzymał pochwałę od szefa, komuś udało się usmażyć idealnego naleśnika, ktoś pobił swój rekord w szybkości pokonania drogi z pracy do domu, ktoś wywołał uśmiech na twarzy bliskiej mu osoby. Innym gasnący dzień zwyczajnie się nie udał – podczas prasowania oparzył się rozgrzanym żelazkiem, po męczącym sprincie do tramwaju motorniczy odjechał zostawiając zdyszanego na przystanku, dostał burę od szefa, bo nie udało mu się wykonać zadania zgodnie z wizją najwyższego. Są też i tacy, którzy otwierając jutro zaspane oczy zupełnie nie będą pamiętać dzisiejszego dnia – ani tego co jedli na śniadanie, ani tego czy ktoś się do nich uśmiechnął, nawet tego czy byli mili dla swoich najbliższych.
          Ja dzisiejszy dzień zaliczam do tych średnio udanych. Mimo ogromnego poczucia ulgi spowodowanego pojawieniem się długo oczekiwanego prezentu, dzień zakończył się dość filozoficznie. Jeden problem się rozwiązał a na jego miejsce wyrosły trzy nowe problemy. Przestałam je już nawet liczyć. Martwić też się przestałam, bo i po co się martwić czymś na co nie ma się wpływu? Jedyne, z czego nie jestem zadowolona to fakt podłego potraktowania mojej życzliwej znajomej – salsy. Na kursie opierniczałam się jak mało kto i jest mi z tego powodu bardzo głupio. Obiecuję uroczyście, że jutro się przyłożę i zamiast gadać skupię się tylko na tańcu. Czuję w kościach, że jutrzejszy dzień minie pod znakiem małego sukcesu, czego i wam życzę.  

1 komentarz:

  1. "po co się martwić czymś na co nie ma się wpływu?"

    Otóż to. Od kiedy zacząłem żyć zgodnie z tą filozofią jest jakby troszkę lżej na sersu, ale liczby problemów wcale to nie zmniejsza...

    OdpowiedzUsuń