10.02.2012

Witajcie wśród żywych.


     Trzy tygodnie temu, w nocy z soboty na niedzielę obudziła mnie przemożna chęć trzymająca się mojego ciała i duszy swoimi ostrymi jak sztylety pazurkami. Myśl zupełnie zwyczajna – Tak, właśnie dziś mam ochotę przejechać się karetką pogotowia wprost na SOR. Tak, skoro mam ochotę, to dzwonię i sprawa załatwiona. Myśli przerodziły się w czyny, bo właściwie czemu nie? Skoro mam ochotę to należy ją realizować. Pół godziny później pędziłam już karetką w stronę szpitala, całkiem usatysfakcjonowana z możliwości spełnienia mojej nocnej zachcianki. Trafiłam na SOR ledwo zipiąc – wcale nie z zadowolenia jak się okazało – a z powodu ostrego zapalenia płuc. Moje życie wisiało na włosku. W szpitalu zamieszkałam trzy tygodnie. W ciągu tych dni dowiedziałam się o szpitalach wiele ciekawych rzeczy, które zaraz wam wszystkim przytoczę:

Po pierwsze – obserwacja na SOR, polega na jednorazowej wizycie doktora przy łóżku chorego i zostawieniu go na całą noc w celu dokonania diagnozy czy po następnej wizycie pacjent nadal dycha czy już go anioły w niebie witają.

Po drugie – Pielęgniarki na oddziale w nocy zamiast dyżurować śpią w najlepsze, bo powszechnie wiadomo, że każdy pacjent w nocy cudownie zdrowieje i nie potrzebuje żadnej pomocy.

Po trzecie – na czas pobytu w szpitalu najlepiej przykleić sobie do twarzy uśmiech i nie narzekać na ból podczas zastrzyków, bowiem wiadomo, że zastrzyk zastrzykowi nierówny i zawsze, ale to zawsze może stać się jeszcze bardziej bolesny niż ten poprzedni.

Po czwarte – to, że wypuszczają Cię z jednego szpitala nie oznacza wcale, że trafiasz do domu, zazwyczaj odwożą Cię do drugiego szpitala w celu dalszych tortur.

Po piąte – to, że się rozryczysz teatralnie i chwycisz za czerwoną od stanu zapalnego żyłę nie spowoduje nawet błysku współczucia w oczach lekarzy i pielęgniarek. I tak wbiją ci następną igłę tyle, że o żyłę dalej i tak dziesięć razy w ciągu dwóch tygodni.

Po szóste – tu w szpitalu w dzień styczniowy, takie słyszy się rozmowy – i tylko takie, które dotyczą – cierpienia, bólu, chorób wewnętrznych, chorób zewnętrznych, czy wspomniałam o cierpieniach? Innych tematów ze świecą szukać.  

     Żeby nie było tak strasznie, mimo tych trzech tygodni męczarni, tysiąca i jednej kroplówek podpiętych do moich drobnych żył, milionie łez wylanych nad wkłutym wenflonem z całego serca dziękuję wszystkim lekarzom i pielęgniarkom ze szpitala Narutowicza z oddziału chorób wewnętrznych, oraz szpitala Jana Pawła II z oddziału chorób płuc za uratowanie mojego życia.  Walka była strasznie trudna, ale na szczęście wygrana. Witajcie ponownie wśród żywych!!!

2 komentarze: