13.11.2011

Listopadowa melancholia.


     Czasem ciężko nam wykrzesać z siebie odrobinę uśmiechu, gdy świadomość brutalności świata daje nam się we znaki. Ostatnich kilka tygodni doświadczałam myśli związanych z niebytem i pytaniem czy warto cokolwiek robić, tworzyć, skoro po drugiej stronie życia być może nic już na nas nie czeka. Zupełna nicość. Trudno mi jest powrócić do stanu słodkiej nieświadomości i beztroskiego doświadczania życia. Mimo wszystko chcę nadal pisać pogodne teksty skłaniające innych do uśmiechu. Być może uśmiech innych będzie na tyle zaraźliwy by wypędzić z mojej głowy listopadową melancholię. Uczę się na nowo czerpać radość z drobnych spraw. Najlepszymi nauczycielami są obcy ludzie, których spotykam na codziennych spacerach z psem. Potrafią jednym słowem, gestem, uśmiechem, wskrzesić we mnie ciepło. Oby jak najwięcej takich chwil i takich ludzi, bo bez nich mój płomyk nadziei dawno przestałby się tlić. Zatem, uśmiech proszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz