22.10.2011

Beczka dziegdziu.


     Uwięzieni we własnym ciele. Żyjący swoim wewnętrznym życiem. Nierozumiani przez innych ludzi. Kilka dni temu obejrzałam reportaż, który poruszył mnie do głębi. Reportaż dotyczył dzieci zupełnie zdrowych umysłowo nie mogących jednak skontaktować się ze światem zewnętrznym z powodu ułomności ciała. Bohater tego krótkiego obrazu przez wiele lat był uważany za osobę ułomną psychicznie. Nie mógł powiedzieć, że myśli i czuje tak samo jak my wszyscy. Osoby zajmujące się nim nie zauważyli, że jego przejawy buntu – nieskładne machanie głową, rękami, nogami, odmawianie przyjmowania pokarmu na leżąco – to jedynie objawy padaczki. Ogromnym zbiegiem okoliczności znalazła się osoba, która dostrzegła w tym chłopcu coś więcej niż tylko chore ciało. Zaczęła uczyć go języka obrazkowego. Okazało się, że chłopiec potrafi rozmawiać, mówić o swoich pragnieniach, niespełnionych marzeniach, cierpieniu związanym z jego chorobą. Chłopiec po pewnym czasie zaczął nawet pisać wiersze. Oglądając ten materiał miałam łzy w oczach. Ile dzieci w Polsce i  na całym świecie uwięzionych we własnym ułomnym ciele cierpi gdyż my – zdrowi ludzie - nie potrafimy odczytywać ich myśli, pragnień, marzeń i frustracji? Wiem, ludzie nie lubią oglądać i czytać o tej okrutnej stronie życia. Temat cierpienia jest trudny i poruszający do głębi. Czasem jednak warto spojrzeć cierpieniu w sam środek czarnych krępujących ruchy oczu. Jeszcze bardziej wartościowym jest pomoc osobom, którym życie zamiast miodu zaoferowało jedynie beczkę dziegdziu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz