16.10.2016

Tam i z powrotem.

          Wyprawa tam i z powrotem zaliczona. "Tam" - czyli do Zakopanego,           "Z powrotem" - do Krakowa. Nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie to, że podróż przebyłam samotnie za kierownicą auta osobowego zwanego pieszczotliwie "Madzią". Dla mnie to wyczyn porównywalny z wyprawą w Himalaje. Macie przed sobą osobę która potrafi zagubić się na Krakowskim Rynku mimo, że jest krakowianką od urodzenia. Technicznie rzecz ujmując uważam siebie za nie najgorszego kierowcę (narzeczony pewnie miałby w tej kwestii odmienne zdanie). Największy kłopot powstaje wtedy gdy nie wiem którą drogą mam się kierować. Droga do Zakopanego jest prosta jak w pysk strzelił, a jednak przed wyjazdem wcale nie czułam się pewnie. "Tam" przebyłam bez niechcianych niespodzianek. Chwilę grozy przeżyłam jednak na trasie "z powrotem". Przy zjeździe z autostrady spanikowałam myśląc, że wybrałam złą drogę. Poczułam prąd w ciele i myśli o czarnej d... w której się znalazłam. Milion myśli co zrobię jak wyjadę w miejscu w którym wcale nie chciałam się znaleźć. Na szczęście czarna d... okazała się zjazdem prawidłowym, i po chwili dziękowałam aniołom za moje powodzenie doprowadzenia podróży do szczęśliwego końca. Wprawni kierowcy czytając ten tekst pewnie stukają się w głowę i padają ze śmiechu, ja jednak jestem z siebie dumna. Nie ma to jak przełamywanie własnych strachów, jakiekolwiek by one były.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz