Kilka dni temu odważyłam się na heroizm godny sapera
rozbrajającego bomby – stanęłam na wadze. Oczom moim ukazała się liczba, która
zdecydowanie stanęła w opozycji do lekkości mojej duszy. Nie wiem czy
odchudzanie się tuż przed świętami to dobry pomysł, ale jak nie teraz to kiedy?
Od trzech tygodni codziennie wykonuję ćwiczenia nadgarstków, palców a przede
wszystkim oczu – otóż zabrałam się do wydziergania pierwszego w moim życiu
szaliczka na zimę. Machanie drutami (sztuk dwie) - choć dość ciężkie - to niewystarczający sprzęt by zredukować
nadmiar spożytych w ciągu dnia kalorii. Równie nieskutecznym ćwiczeniem okazały
się codzienne spacery z moim psem – lat 5 – głównie dlatego, że pies ma
odmienne zdanie jeśli chodzi o spędzanie czasu na świeżym powietrzu. (taki mały
żarcik, bo każdy kto mieszka w Krakowie wie, że świeże powietrze jest tu tak
samo rzadko spotykane jak niedźwiedzie w Parku Jordana). Ja preferuję spacer a’la
chód Korzeniowskiego, natomiast pies mój woli wąchać w tym czasie kwiatki. Sięgam
więc od dziś po najskuteczniejszą z ćwiczeniowych broni – turbo fire. Po nowym
roku natomiast w szeroko interpretowanym planie wpisuję zajęcia salsy – tęskno mi
do niej…
co to takiego turbo fire? :)
OdpowiedzUsuńProponuję wklepać nazwę w wuja google, tam wszystkiego się dowiesz :)
Usuńtakie zapytanko,a czy machanie drutami można połączyć z turbo fire?
OdpowiedzUsuńHmmm, jeśli zamiast szaliczka chce się zrobić bliżej nieokreśloną płachtę na byka to czemu nie ;)
Usuń