Kilka długich lat minęło od mojego ostatniego razu za
kółkiem – i nie chodzi mi wcale o miłosne rozkosze – mam na myśli prowadzenie
samochodu. Prawo jazdy zrobiłam 8 lat temu a od czasu egzaminu i paru
sporadycznych przejażdżek w pierwszym roku, kierownicę oraz drążek zmiany biegów
podziwiałam jedynie z perspektywy fotela pasażera. Aż tu nagle, niecały tydzień
temu Kasia usiadła za kierownicą świeżo umytego białego „ogiera”. Co też to
górskie powietrze potrafi zrobić z człowiekiem, ech. Przez ten długi czas
kierowniczej abstynencji zdążyłam zapomnieć jakież to przyjemne uczucie
siedzieć za sterami pojazdu czterokołowego i wchodzić w zakręty z prędkością 30
km/h i dawać się wyprzedzać maluchom, traktorom i bryczkom zaprzężonym w rącze konie. Zafascynowana uczuciem
przyjemności rozchodzącym się po całym moim ciele nie zauważyłam nawet, kiedy przekroczyłam
granicę państwa Polskiego wjeżdżając na teren Słowacji. Jeszcze parę takich
wojaży i będę gotowa do podjęcia męskiej decyzji – użycia podczas jazdy
czwartego biegu. Z rozwianymi włosami, połykając w zawrotnym tempie kilometry tatrzańskich dróg, pozdrawiam was serdecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz