Ciemne chmury, grzmoty, srebrne pioruny łączące na sekundę
niebo z ziemią, wzmagające się podmuchy wiatru, przyniosły jakże oczekiwany
przeze mnie deszcz. Co tam deszcz, białe kulki twardego jak orzech laskowy
gradu sprawiły, że rozpalone zmysły i ciało odetchnęły z ulgą. Wysoka
temperatura to ten element lipca, którego nigdy nie polubię. Siedząc tuż przy
otwartym oknie, raz po raz czuję na rozgrzanym karku i plecach przyjemną
pieszczotę chłodnego wiatru. Upał miesza mi w głowie równie mocno jak perliste
bąbelki wypitego szampana. Oby ta burzowa atmosfera potrwała jak najdłużej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz