Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale gdy wchodzę do kuchni
by zrobić obiad – co przyznaję się bez bicia, nie zdarza mi się zbyt często –
wraz z efektem końcowym w postaci potrawy, powstaje równie spektakularny bajzel
na kółkach. Moje gotowanie oznacza ni mniej ni więcej tylko nieplanowane
wietrzenie każdej nawet najdrobniejszej łyżeczki i garnuszka. Kasia do
gotowania jednej potrawy używa 10 garnków, do tego dodajmy pięć talerzy, dwie patelnie, cztery
miski, trzy kubki, dwie chochelki, parę drewnianych łyżek, nie wspominając o
tonie pokrywek i durszlaków. Chętnie zaprezentowałabym ten nieład artystyczny w
kuchni robiąc mu zdjęcie, ale doszłam do wniosku, że raczej nie ma się czym
chwalić. Kuchnia w efekcie końcowym wygląda jak żywcem wyjęta z trzeciej wojny
światowej. Mimo wszystko warto przeczekać ten nalot Kasi na kuchnię, gdyż po
gruntownym sprzątaniu na blacie pozostaje jedynie efekt końcowy –kulinarne cudo
(dziś pyszny, zdrowy, wysokobiałkowy ryż z warzywami i kurakiem). Smacznego życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz