GRRRUCH!!! ŁUBUDUUU!!! BRZDDDĘK!!! Ciekawi was, co to za
dzikie dźwięki? Prostując wasze domysły wyjaśniam – to nie spadające z Giewontu
głazy, to kamień spadający z mojego serca. Kamień zwany brakiem pracy.
Oznajmiam wszem i wobec że Mission Impossible zmieniła się w jak najbardziej Possibile,
od poniedziałku bowiem zasilę szeregi ludzi szczęśliwie pracujących, i to nie
gdzie indziej, jak w szkole, w której pracowałam w zeszłym roku. Po kilku miesiącach
obgryzania pazurków, wymyślania problemów i martwienia się o swoją przyszłość, nareszcie
przyszła chwila pracowitego oddechu.
PS. Dla potwierdzenia moich słów dotyczących tego, że
Giewont jest nienaruszony (a to tylko, dlatego że Kasia jeszcze nie miała
okazji odwiedzić szczytu), poniżej zamieszczam jego zdjęcie (to nie cukier
puder widnieje w jego szczelinach, lecz najprawdziwszy, pierwszy tej jesieni śnieg,
który pojawił się kilka tygodni temu).
Gratulacje. Sam wiem co znaczy wysyłać tysiące CV bez odpowiedzi...
OdpowiedzUsuń