30.10.2012
10.10.2012
Niedzielna kierowniczka.
Kilka długich lat minęło od mojego ostatniego razu za
kółkiem – i nie chodzi mi wcale o miłosne rozkosze – mam na myśli prowadzenie
samochodu. Prawo jazdy zrobiłam 8 lat temu a od czasu egzaminu i paru
sporadycznych przejażdżek w pierwszym roku, kierownicę oraz drążek zmiany biegów
podziwiałam jedynie z perspektywy fotela pasażera. Aż tu nagle, niecały tydzień
temu Kasia usiadła za kierownicą świeżo umytego białego „ogiera”. Co też to
górskie powietrze potrafi zrobić z człowiekiem, ech. Przez ten długi czas
kierowniczej abstynencji zdążyłam zapomnieć jakież to przyjemne uczucie
siedzieć za sterami pojazdu czterokołowego i wchodzić w zakręty z prędkością 30
km/h i dawać się wyprzedzać maluchom, traktorom i bryczkom zaprzężonym w rącze konie. Zafascynowana uczuciem
przyjemności rozchodzącym się po całym moim ciele nie zauważyłam nawet, kiedy przekroczyłam
granicę państwa Polskiego wjeżdżając na teren Słowacji. Jeszcze parę takich
wojaży i będę gotowa do podjęcia męskiej decyzji – użycia podczas jazdy
czwartego biegu. Z rozwianymi włosami, połykając w zawrotnym tempie kilometry tatrzańskich dróg, pozdrawiam was serdecznie.
8.10.2012
W moim magicznym domu...
W moim magicznym domu świat stanął na głowie – tu od braku
wody usychają nawet kaktusy a słodziutkie, intensywnie fioletowe śliwki
sprawiają, że krągła pupa staje się jeszcze okrąglejsza. Szare myśli nabierają
ostrych czarno-białych kontrastów a poddając się pieszczotom słów zamieniają w
kolory tęczy.
W moim magicznym domu tuż przy wejściu z napisem szczęście - zupełnie
nieumyślnie, pojawiają się czasem drobne rysy, lecz przy pomocy szpachli
uśmiechu szybko stają się jedynie mglistym wspomnieniem.
W moim magicznym domu przywołując wspomnienia dobrych chwil każdego
dnia uczę się, że:
„Jesteśmy tym, co o sobie myślimy.
Wszystko, czym jesteśmy, wynika z naszych myśli.
Naszymi myślami tworzymy świat.”
Wszystko, czym jesteśmy, wynika z naszych myśli.
Naszymi myślami tworzymy świat.”
Budda.
4.10.2012
Mission Possible.
GRRRUCH!!! ŁUBUDUUU!!! BRZDDDĘK!!! Ciekawi was, co to za
dzikie dźwięki? Prostując wasze domysły wyjaśniam – to nie spadające z Giewontu
głazy, to kamień spadający z mojego serca. Kamień zwany brakiem pracy.
Oznajmiam wszem i wobec że Mission Impossible zmieniła się w jak najbardziej Possibile,
od poniedziałku bowiem zasilę szeregi ludzi szczęśliwie pracujących, i to nie
gdzie indziej, jak w szkole, w której pracowałam w zeszłym roku. Po kilku miesiącach
obgryzania pazurków, wymyślania problemów i martwienia się o swoją przyszłość, nareszcie
przyszła chwila pracowitego oddechu.
PS. Dla potwierdzenia moich słów dotyczących tego, że
Giewont jest nienaruszony (a to tylko, dlatego że Kasia jeszcze nie miała
okazji odwiedzić szczytu), poniżej zamieszczam jego zdjęcie (to nie cukier
puder widnieje w jego szczelinach, lecz najprawdziwszy, pierwszy tej jesieni śnieg,
który pojawił się kilka tygodni temu).
Subskrybuj:
Posty (Atom)