29.07.2012

Złudna pewność...


„A co dotyczy pewności,
nie było człowieka, ni będzie,
co by ją posiadł o bogach
lub o innej jakiej bądź sprawie.
A gdyby nawet przypadkiem
najtrafniej sądził, to nigdy
sam tego świadom nie będzie:
bo złuda jest wszystkich udziałem…”

- Goethe, Faust

27.07.2012

Zaufanie do samej siebie, czyli jak się opiekować własnym maleństwem i nie zwariować.


          Nie, nie jestem jeszcze matką, ale jestem kobietą dającą sobie prawo do wypowiedzi na temat macierzyństwa. Przeraża mnie fakt, że kobiety zatraciły gdzieś zaufanie do siebie jeśli chodzi o instynkt macierzyński. Pierwszym po co sięgają, gdy tylko dowiedzą się o byciu w ciąży, to sterty książek i poradników w obawie, że nie poradzą sobie z przebyciem ciąży, porodem, karmieniem, pielęgnacją a nawet  kochaniem swojego maleństwa. Dreszcze przechodzą mi po plecach, gdy czytam o matkach posiłkujących się coraz to nowymi metodami podejścia do swoich nowo narodzonych pociech. „Naucz się odczytywać myśli niemowlaka po sposobie płaczu, ułożenia języka, modulacji głosu” – piszą jedni, „Noś dziecko przez cały czas w chuście inaczej zerwiecie swoiste kontinuum” – piszą drudzy, a trzeci zdecydowanie karcą – „Nie przylatuj na każde zawołanie i płacz dziecka, bo niemowlak się za bardzo do Ciebie przyzwyczai”. Co za kompletne bzdury!!! Czy my kobiety, jesteśmy aż tak głuche na swoją krzyczącą w nas kobiecość, że nie potrafimy same zdecydować jak powinnyśmy opiekować się własnymi dziećmi? Czy musimy słuchać bredni wszystkich tych piszących i gadających „mądrych głów” i z zapałem stosować się do ich „dobrych rad” nawet, jeśli się nawzajem wykluczają? Świat kobiet stanął na głowie, a ja gorąco pragnę by znów wrócił do prawidłowego położenia. Drogie kobietki, zatrzymajcie się na chwilę, weźcie trzy głębokie wdechy, zamknijcie oczy – a gdy wasze dziecko zacznie znowu płakać, zamiast sięgać po kolejny pseudo-poradnik, spróbujcie się wsłuchać w wasz wewnętrzny głos – to jedyny głos, którego powinnyśmy słuchać, głos natury i osobistego poczucia więzi z naszym maleństwem.

26.07.2012

Intuicja.


          Intuicja –  babie lato podświadomości przenikające twardą barierę rozumu. W XXI wieku ludzie są tak zajęci i zasłuchani w nieustanny szum krążących wokół nich spraw, że intuicji prawie nikt już nie zauważa. To co niewytłumaczalne, wywołuje w nas lęk i niepewność – a przecież intuicja jest w wielu przypadkach naszym wybawieniem. O ile pewniej człowiek może się poczuć wiedząc, że ma  tak mocnego sojusznika i dopuszczając jego gorący oddech na karku za coś oczywistego. Czasem zdarza mi się usłyszeć ją tak głośno i wyraźnie, jak przejeżdżający tuż za moim oknem trzeszczący tramwaj. W przypływie zdrowego rozsądku neguję fakt jej istnienia, wyszukując tysiąc racjonalnych wytłumaczeń na zaistnienie tego fantastycznego zjawiska. Mimo mgiełki tajemnicy i niezrozumienia okalającej intuicję, warto się ucieszyć słysząc jej delikatne stukanie do drzwi naszego ciała i rozumu. Słodkim szeptem, czasem mocnym szarpnięciem pomaga nam dostrzec to, czego rozum nie ogarnia. Jakkolwiek by jej nie nazwać: przeczuciem czy błyskiem podświadomości – dla mnie najważniejsze jest to, że intuicja czasem puka również do moich drzwi, ratując tym samym z opresji.

16.07.2012

Zdrada...


          Tak, potwierdzam, dopuściłam się zdrady. Mimo że zdradzie powinno towarzyszyć uczucie wstydu i skruchy, ja czuję się z jej powodu wyśmienicie. Zdradziłam swoją ukochaną salsę z niczym innym jak z Latin jazzem. Przez pięć cudownych dni miałam okazję uczestniczyć w warsztatach prowadzonych przez znakomitą tancerkę Magdalenę Prichodko (warsztaty odbyły się w warszawskiej szkole tańca SalsaLibre). Pierwszy dzień wcale nie był taki przyjemny. Czułam się zagubiona wśród wszystkich tych wytrenowanych tancerek. Mimo wszystko postanowiłam podejść do zajęć zadaniowo – dać z siebie wszystko, na co mnie stać nie oglądając się na poziom innych uczestników. Nigdy wcześniej nie zetknęłam się ze stylem tańca jakim jest jazz, jednak  moje ciało z dnia na dzień zaskakiwało mnie coraz bardziej. Kolejne upływające minuta ćwiczeń sprawiały, że ciało stawało się bardziej elastyczne, ruchy wydawały się płynniejsze, nie wspominając o lepszej równowadze i dopasowaniu do muzyki.  Każde zajęcia wywoływały we mnie burzę euforii i sprawiały, że miałam ochotę na coraz więcej. Mimo zmęczonych mięśni i litrów potu wylanych na sali podczas zajęć ogłaszam wszem i wobec – WARTO BYŁO DOPUŚCIĆ SIĘ TAKIEJ ZDRADY! (p.s. salso kochana nie martw się, ty mimo wszystko jesteś dla mnie najważniejsza).

5.07.2012

Kulinarnie..


          Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale gdy wchodzę do kuchni by zrobić obiad – co przyznaję się bez bicia, nie zdarza mi się zbyt często – wraz z efektem końcowym w postaci potrawy, powstaje równie spektakularny bajzel na kółkach. Moje gotowanie oznacza ni mniej ni więcej tylko nieplanowane wietrzenie każdej nawet najdrobniejszej łyżeczki i garnuszka. Kasia do gotowania jednej potrawy używa 10 garnków, do tego dodajmy pięć talerzy, dwie patelnie, cztery miski, trzy kubki, dwie chochelki, parę drewnianych łyżek, nie wspominając o tonie pokrywek i durszlaków. Chętnie zaprezentowałabym ten nieład artystyczny w kuchni robiąc mu zdjęcie, ale doszłam do wniosku, że raczej nie ma się czym chwalić. Kuchnia w efekcie końcowym wygląda jak żywcem wyjęta z trzeciej wojny światowej. Mimo wszystko warto przeczekać ten nalot Kasi na kuchnię, gdyż po gruntownym sprzątaniu na blacie pozostaje jedynie efekt końcowy –kulinarne cudo (dziś pyszny, zdrowy, wysokobiałkowy ryż z warzywami i kurakiem). Smacznego życzę.

3.07.2012

Burzowo...


          Ciemne chmury, grzmoty, srebrne pioruny łączące na sekundę niebo z ziemią, wzmagające się podmuchy wiatru, przyniosły jakże oczekiwany przeze mnie deszcz. Co tam deszcz, białe kulki twardego jak orzech laskowy gradu sprawiły, że rozpalone zmysły i ciało odetchnęły z ulgą. Wysoka temperatura to ten element lipca, którego nigdy nie polubię. Siedząc tuż przy otwartym oknie, raz po raz czuję na rozgrzanym karku i plecach przyjemną pieszczotę chłodnego wiatru. Upał miesza mi w głowie równie mocno jak perliste bąbelki wypitego szampana. Oby ta burzowa atmosfera potrwała jak najdłużej…