28.11.2011

Dar życia.


     Moi drodzy, święta zbliżają się wielkimi krokami. Mimo że śniegu za oknami brak i temperatura powyżej zera mało mają wspólnego z grudniem, to  w powietrzu już się czuje to oczekiwanie na coś wielkiego i uroczystego. Z okazji nadchodzących świąt postanowiłam podarować prezent podwójny. Zarejestrowałam się w banku dawców szpiku kostnego. Prezent jest podwójny, bo być może trafi do kogoś, komu uratuje życie, jednocześnie ratując moje. Świadomość zrobienia czegoś dobrego dla innych sprawia, że zaczynam widzieć sens mojego bycia tu i teraz. Serdecznie namawiam wszystkich niezdecydowanych do dołączenia do banku dawców szpiku kostnego. Prezent nadziei na zdrowe oraz długie życie bez widma choroby to najpiękniejszy dar, jaki możemy ofiarować drugiej osobie. Chętnych odsyłam na stronę internetową stowarzyszenia DKMS. Tam znajdziecie wszystkie niezbędne informacje dotyczące przeszczepów oraz tego jak w prosty sposób, nawet bez ruszania się z domu, zostać potencjalnym dawcą szpiku kostnego. Wszystkich Was gorąco do tego namawiam. Podarujcie sobie i komuś najpiękniejszy prezent – DAR ŻYCIA.


20.11.2011

Przemyślenia.


     Wczorajszego dnia poczynione zostały przeze mnie wczesne zakupy świąteczne. Urodziny, imieniny, gwiazdki i mikołaje – na każdą z tych okazji musiałam wynaleźć coś odpowiedniego. Jestem z siebie dumna gdyż z trudem, – ale jednak – zmieściłam się w planowanym budżecie. No, może nie do końca, bo do sprezentowania pozostała jeszcze głowa naszej rodziny – ukochany Tato - ale czasu na poszukiwania odpowiedniej jednostki prezentowej jest jeszcze sporo. Wraz z nadchodzącym końcem roku – wiem, wiem to dopiero za dwa miesiące – nachodzą mnie myśli podsumowujące cały 2011 rok. Dla mnie ten rok zaczął się trzęsieniem ziemi tylko po to by z każdym kolejnym dniem aplikować więcej i więcej napięcia. Rok wielkiej próby samodzielności i zaufania do samej siebie, okraszony okruszkami ulotnego szczęścia. Na ostateczne podsumowanie nadejdzie jeszcze odpowiednia chwila, tymczasem czuję, że z całej tej próby wyszłam zwycięsko. Nie poddaję się i nareszcie czuję, że wkraczam w nowe życie pozostawiając to co było, daleko za mną.

15.11.2011

Kobiecy dylemat.


     Oto kobiecy dylemat na dziś – w obliczu zagłady jednego z obcasów moich bucików do salsy kupić sobie: 
A – piękne, srebrne (o takim kolorze marzyłam odkąd oglądnęłam kultowy film „Dirty Dancing”), buciki na obcasie, który powoduje notoryczną niestabilność mojej osoby na parkiecie i widmo upadku (swoją drogą czasem partner się przydaje, jako niezła podpórka), na które w tej chwili mnie nie stać finansowo, czy:
B – ładne, również srebrne baletko – jazzówki, zupełnie płaskie, dające komfort stabilności w tańcu, na które w tej chwili mnie troszkę mniej nie stać.
     Dylemat polega na tym, że baletki w przeciwieństwie do obcasów nie wyglądają tak ponętnie. Wkładając obcas na treningi zawsze czułam się mega kobieco, wyjątkowo mimo zachwiań i niepewności kroku. Co wybrać, co wybrać, co wybrać?…

13.11.2011

Listopadowa melancholia.


     Czasem ciężko nam wykrzesać z siebie odrobinę uśmiechu, gdy świadomość brutalności świata daje nam się we znaki. Ostatnich kilka tygodni doświadczałam myśli związanych z niebytem i pytaniem czy warto cokolwiek robić, tworzyć, skoro po drugiej stronie życia być może nic już na nas nie czeka. Zupełna nicość. Trudno mi jest powrócić do stanu słodkiej nieświadomości i beztroskiego doświadczania życia. Mimo wszystko chcę nadal pisać pogodne teksty skłaniające innych do uśmiechu. Być może uśmiech innych będzie na tyle zaraźliwy by wypędzić z mojej głowy listopadową melancholię. Uczę się na nowo czerpać radość z drobnych spraw. Najlepszymi nauczycielami są obcy ludzie, których spotykam na codziennych spacerach z psem. Potrafią jednym słowem, gestem, uśmiechem, wskrzesić we mnie ciepło. Oby jak najwięcej takich chwil i takich ludzi, bo bez nich mój płomyk nadziei dawno przestałby się tlić. Zatem, uśmiech proszę.

5.11.2011

Szuro - buranie.


     Dzisiejszy dzień należał do tych, które nazywam Szuro - buraniem. Gdyby czyjaś wyobraźnia nie nadążyła za rozszyfrowaniem tegoż wyrażenia podpowiem, że chodzi o gruntowne sprzątanie. Bąbelki piany czyszczącej uderzyły mi do głowy przynosząc wielką ulgę. Przy sprzątaniu nie myśli się o problemach. Myśli się raczej o tym jak umyć okno nie wypadając z drugiego piętra na chodnik, (co jest niewskazane w dzień szuro - burania, bo któż wtedy sprzątnie mokrą plamę sprzed domu, gdy tą mokrą plamą będę JA?). Okna umyte, zasłony i firanki wyprane, pająki ze wszystkich kątów w pokoju wciągnięte do odkurzacza. Bosko zmęczona teraz mogę się zaprosić na inhalację czyściutkim powietrzem w pokoju. Tak przy okazji chyba zaproszę na tą inhalację również kubek białej herbaty i okład z kwaśnej wody, bo myjąc okna trachnęłam się śrubą prosto w łokieć. Życzę wam równie przyjemnego dnia.