31.10.2011

Wstrząs wtórny.


W sobotę przeniosłam się na jeden dzień do bajki gdzie wszystko jest tak jak powinno. Piękna sceneria, drzewa wybuchające feerią barw od ognistych czerwieni, przez złoto kończąc na zgaszonych brązach. Piękni, szczęśliwi ludzie, lekko rozchichotani, – bo pod wpływem pysznego kalifornijskiego wina. Jednak każda bajka kiedyś się kończy. Moja skończyła się dawno temu, a ta sobota była tylko wstrząsem wtórnym.

26.10.2011

Urodziny!


     26.10.1982r. dokładnie o 16.45 na świecie pojawiła się mała istota z czarnymi jak bezgwiezdna noc włoskami. Małej istocie wcale się nie spieszyło na świat. Spóźniona o kilka długich, pełnych oczekiwań dni. Spoglądając na otaczający ją świat nie mogła złapać oddechu – to pewnie z wrażenia, że świat jest taki piękny. Do dnia dzisiejszego otaczający ją świat zadziwia ją, wywołując salwy śmiechu lub oburzenia. 26.10.1982r. urodziłam się JA!

22.10.2011

Beczka dziegdziu.


     Uwięzieni we własnym ciele. Żyjący swoim wewnętrznym życiem. Nierozumiani przez innych ludzi. Kilka dni temu obejrzałam reportaż, który poruszył mnie do głębi. Reportaż dotyczył dzieci zupełnie zdrowych umysłowo nie mogących jednak skontaktować się ze światem zewnętrznym z powodu ułomności ciała. Bohater tego krótkiego obrazu przez wiele lat był uważany za osobę ułomną psychicznie. Nie mógł powiedzieć, że myśli i czuje tak samo jak my wszyscy. Osoby zajmujące się nim nie zauważyli, że jego przejawy buntu – nieskładne machanie głową, rękami, nogami, odmawianie przyjmowania pokarmu na leżąco – to jedynie objawy padaczki. Ogromnym zbiegiem okoliczności znalazła się osoba, która dostrzegła w tym chłopcu coś więcej niż tylko chore ciało. Zaczęła uczyć go języka obrazkowego. Okazało się, że chłopiec potrafi rozmawiać, mówić o swoich pragnieniach, niespełnionych marzeniach, cierpieniu związanym z jego chorobą. Chłopiec po pewnym czasie zaczął nawet pisać wiersze. Oglądając ten materiał miałam łzy w oczach. Ile dzieci w Polsce i  na całym świecie uwięzionych we własnym ułomnym ciele cierpi gdyż my – zdrowi ludzie - nie potrafimy odczytywać ich myśli, pragnień, marzeń i frustracji? Wiem, ludzie nie lubią oglądać i czytać o tej okrutnej stronie życia. Temat cierpienia jest trudny i poruszający do głębi. Czasem jednak warto spojrzeć cierpieniu w sam środek czarnych krępujących ruchy oczu. Jeszcze bardziej wartościowym jest pomoc osobom, którym życie zamiast miodu zaoferowało jedynie beczkę dziegdziu.

14.10.2011

Z okazji Dnia Belfra - wszystkiego najlepszego!!!


     Today is my day. Dziś obchodzę dzień nauczyciela. Z tejże wspaniałej okazji mam zamiar trochę się polenić. Wprawdzie do pracy iść muszę, ale tylko na 1,5 godzinki. Zresztą, co to za praca, gdy wokół plątają się tak zabawne pełne pozytywnej energii krasnale. Wczoraj z okazji święta belfrów dzieciaki osłodziły mi trochę życie czekoladkami. Najzabawniejsze jest to, że czekoladki dostałam od dziecka, którego w ogóle nie kojarzyłam z imienia. Musiałam mieć głupią minę, gdy stało to maleństwo przede mną i składało życzenia. Przemyka mi przez głowę tylko jedna myśl – jak to dobrze, że jestem belfrem z powołania. Wykonując tą pracę przynajmniej wiem, że znalazłam się we właściwym miejscu, czego i wam wszystkim życzę.

9.10.2011

Proces twórczy.


     Po cichutku, na paluszkach wyszło ze mnie coś, czego nigdy bym u siebie nie podejrzewała. Przez te wszystkie lata chowało się w kątach mojego umysłu, by w ostatnich dniach, opleść uporczywą pajęczyną chęci moje myśli. Pajęczyna, jaka jest – każdy widzi. Lepka, niebywale wytrzymała i niepodatna na próby całkowitego wyeliminowania. Nie będąc w stanie dłużej bronić się przed jej uściskiem, poddałam się jej całkowicie. Cóż to takiego to COŚ – spytacie. Moi drodzy, to wszechogarniająca chęć tworzenia. Padło na biżuterię techniką sutasz. Od kilku dni o niczym innym nie myślę. Nawet w nocy śnią mi się misternie układane wzory i kolory, koraliki i minerały. Dziś usiadłam do komputera z zamiarem wirtualnego spaceru po sklepach internetowych oferujących iście kuszące akcesoria biżuteryjne. Spacer wprawdzie nie męczy nóg, ale umysł na pewno. Jak tu wybrać kolory nici i koralików tak, b y wszystko do siebie pasowało? Nie wiedziałam, że proces twórczy może być aż tak bolesny i męczący. Mam jednak nadzieję, że efekt końcowy przyniesie ze sobą tak oczekiwaną twórczą ulgę.

7.10.2011

Wypadek przy pracy.


     Jak dobrze znów widzieć świat w ostrościach. Nie pisałam długo, ponieważ nieszczęśliwym trafem w zeszły piątek trafiłam do szpitala z zepsutym oczkiem. Oczko się zepsuło w pracy, za sprawą iście celnie kopniętej piłki posłanej wprost w moje ślepia. Trzy dni spędzone w szpitalu, a potem kolejne dni nic niezrobienia w domu strasznie mnie wymęczyły. Okulary rozpadły się w drobny mak, więc widząc w nieostrościach przez tydzień czułam się jak dziecko we mgle. Na szczęście dziś odebrałam parę nowiutkich okien na świat. Oko wraca do normy, choć niestety jeszcze trochę potrwa zanim będę mogła wrócić do tańca. Na koniec chciałabym podziękować całemu personelowi okulistyki ze szpitala Rydygiera za tak wspaniałą opiekę, dzięki której czułam się tam jak we własnym domu a uśmiech nie schodził mi z twarzy nawet przy nieprzyjemnych badaniach. Stokrotne dzięki!